piątek, 5 kwietnia 2013

~ Czwarty Rozdział


Obudziłam się nad ranem. Otuliłam się kocem, leżącym tuż przy łóżku i podeszłam do okna. Słabe promienie słoneczne z marnym skutkiem starały się przebić przez zachmurzony nieboskłon. Wiatr szeleścił soczyście zielonymi liśćmi na pobliskich drzewach. Drobne krople wody powoli uderzały o szary chodnik. Ludzie, którzy stąd przypominali mrówki, chowali się pod kolorowymi parasolami, nie chcąc przemoknąć. Dzieci w kaloszach skakały po kałużach, zupełnie się nie przejmując tym, że ochlapują brudną już wodą przechodniów. Dobrze wiedziałam, że głośno się śmieją, bo po prostu je to wszystko bawi. Przemoczony gołąb przysiadł na parapecie, gdzie w końcu znalazł suche miejsce. Odsunęłam się powoli, nie chcąc go wystraszyć. Każda istota zasługuje na odpoczynek. Jednak o mało co nie zdeptałam Amandine. Dziewczyna leżała na dywanie zwinięta w kłębek i przykryta kołdrą. Wokół jej głowy włosy utworzyły złotą aureolę. Jedyne co mi przeszkadzało to fakt, że z otwartych ust ciekła jej strużka śliny prosto na mój nowy dywan. Fuj.
-Tylko się obudź, a będziesz to czyściła – wymamrotałam, wymijając przyjaciółkę i wychodząc na korytarz. Drzwi lekko zaskrzypiał, gdy je zamykałam. Weszłam do kuchni. Pod nagimi stopami czułam zimne kafelki. Przeszły mnie lekkie dreszcze. Nastawiłam wodę w czajniku i czekałam. Do bram mojego umysłu zapukała irytującą i dość bolesna myśl. Śmiała się z mojej wczorajszej porażki i szczerzyła ostre zęby. Tą myślą było wspomnienie z tego nieszczęsnego popołudnia. Broniłam się jak tylko mogłam, lecz słabo mi to szło. Już miałam przegrać i wybuchnąć płaczem, kiedy odezwał się czajnik, sygnalizując, że woda zaczęła się gotować. Zdezorientowaną myśl znacznie łatwiej było mi wyrzucić ze swojego umysłu. Bynajmniej na chwilę. Zalałam sobie kawę i dolałam mleka. Następnie usiadłam przy stole, wsłuchując się w bicie zegara, wiszącego na ścianie naprzeciwko. Może to i dziwne, ale tykanie zegara zawsze mnie odprężało. Podobnie było tym razem. Byłam spokojna, ale czułam się pusta. Nie wiem czy to po poprzednim dniu i kilku godzinach spędzonych na komisariacie czy po płakaniu w ramię Amandine, ale czułam się jak balon, z którego uszło powietrze. Ale nie tak jakby ktoś go przebił, tylko jakby powoli, przez tygodnie powoli tracił swą objętość, aż pewnego dnia stawał się jedynie osłonką. Nie miał nic do zaoferowania, nie miał wnętrza. A ja właśnie tak się czułam. Czułam się nijako. Podniosłam się i wstawiłam kubek do zlewu. Po drodze do łazienki zahaczyłam o pokój. Am na szczęście jeszcze spała, także obyło się bez zbędnych pytań. Wyciągnęłam z szafy ubrania i poszłam do łazienki. Wykonałam szybką, poranną toaletę i ubrałam się. Czarne rurki i szary T-shirt. Włosy związałam w luźną kitkę. Na przedpokoju założyłam bordowe martensy i ramoneskę. Obawiając się, że zaraz obudzi się Luke albo Amandine czym prędzej opuściłam mieszkanie. Gdy tylko otworzyłam drzwi prowadzące na dwór, moje policzki musnął wiatr, który sprawił, że się zaczerwieniły. Ruszyłam przed siebie, nie do końca wiedząc dokąd zmierzam. Mentalnie uderzyłam się dłonią w czoło za zapomnienie słuchawek z domu. Zapewne teraz sobie spokojnie leżą na biurku. Świetnie, Meg. Grunt to dobra organizacja. Prychnęłam, jednocześnie wchodząc na teren parku. O tej porze i przy takiej pogodzie nikogo tu nie było. Idealne miejsce do namysłu i uporządkowania rozbieganych myśli. Tego teraz najbardziej potrzebowałam. W mojej głowie od razu stłoczyły się miliony, niekoniecznie miłych myśli, chcąc zupełnie zepsuć mi humor.
-Megan? – zza moich pleców dobiegł mnie tak znajomy, lekko zachrypnięty głos.
Odwróciłam się, czując jak zasycha mi w gardle, a tempo mojego serca znacznie przyśpiesza. 180 stopni dalej i kilka nieznośnie długich sekund później stałam naprzeciwko chłopaka, którego miałam nadzieję, nigdy więcej nie zobaczę. Widząc mnie, i mając pewność, że ja to ja, uśmiechnął się ironicznie.
-Meg, skarbie, kope lat.
Przełknęłam ślinę, przygryzając dolną wargę. I na co ci był ten spacer, idiotko ?

xxx

-O MÓJ BOŻE, TO JUSTIN BIEBER !!! – Do moich uszu dotarło te kilka niepokojących słów, a wokół mnie natychmiast ustawili się ochroniarze, którzy ostatnimi czasy mieli za zadanie mnie chronić. Tyle, że mieli mnie chronić przed paparazzi, a nie przed moimi kochanymi fanami. Przygryzłem wargę i odwróciłem wzrok. Kilka metrów dalej stało może z pięć dziewczyn. Wyglądały na góra szesnaście lat. Wszystkie miały na sobie bluzki z moją podobizną. Na policzkach namalowały sobie moje inicjały. Dużo fanów tak robi. To urocze, w pewien sposób. Jednak coś co sprawiło, że moje serce pękło był ból widoczny na ich twarzach, w ich oczach. Ból, smutek odrzucenie. Czułem się jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi i roztrzaskał je na miliony kawałków. Nie chcę ranić moich fanów. Nigdy tego nie chciałem. To dzięki nim jestem tu, gdzie jestem. Bez nich nic bym nie osiągnął. Ale nie mogłem wyrwać się z tej ruchomej klatki. Ba, nie mogłem ich nawet poprosić, aby na chwilę się zatrzymali i pozwolili mi porobić zdjęcia z fanami. Dostali jasny nakaz od Scooter’a i rodziców. Zero zainteresowania ze strony mediów. Rzeczywiście, przecież lepiej, żebym odgrywał dupka, który ma głęboko gdzieś co czują inni. Cudowny pomysł kochani, na pewno wszyscy mnie wtedy pokochają. Jeszcze raz spojrzałem na dziewczyny i zrobiłem jedyną rzecz, którą mogłem. Pomachałem im z najszczerszym uśmiechem na twarzy na jaki mnie było stać i posłałem im całusa w powietrze. Od razu się uśmiechnęły i zaczęły krzyczeć. Ostatnie co usłyszałem, nim wszedłem do hotelu to to, że mimo wszystko mnie kochają. Kochają. Mimo że nie zatrzymałem się, żeby dać im autograf, zrobić sobie zdjęcie, czy najzwyczajniej w świecie porozmawiać. Tak jak to było kiedyś. Kochają. Mimo że przestałem się uśmiechać i cieszyć życiem jak kiedyś. Kochają. Mimo że media kreują mnie na zimnego sukinsyna, nie wiedzącego co to miłość. Kochamy Cię Justin. Wierzchem dłoni otarłem pojedyncze łzy. Jeszcze mi brakowało tego, żeby utwierdzono ludzi w przekonaniu jaki to ze mnie słabeusz. Tak, marzę o tym. Moje największe sny w końcu by się ziściły. Zupełnie ignorując ochroniarzy ruszyłem ku schodom. Co z tego, że mój apartament znajdował się na 30 piętrze ? Co z tego, że schodami chodzili tylko boje hotelowi ? Potrzebowałem wysiłku fizycznego. I to natychmiast. Zacząłem biec po schodach, przeskakując co dwa, trzy stopnie. Ledwo wyrabiałem się na zakrętach. W uszach szumiała mi krew, oddech stawał się coraz bardziej chrapliwy i świszczący, łapałem coraz to większą zadyszkę, która utrudniała mi oddychanie. Ale co z tego ? Kogo to obchodzi ? Ważne żebym śpiewał, żebym wciąż był maszynką do zarabiania pieniędzy. Dotarłem na piętro swoje i mojej ekipy. Czekał na mnie Scooter wraz z Kennym i tatą. Będzie jazda.
-Jak ty mogłeś to zrobić ?! – syknął Scooter patrząc na mnie spod przymrużonych powiek – Tam mógł się czaić jakiś psychopata, paparazzi, ktokolwiek ! A ty jak gdyby nigdy nic … Justin, słuchasz mnie ?
Nie słuchałem. Nie miałem pojęcia co mówi, ani o czym mówi. Przed oczami pojawiły mi się mroczki, a w głowie zaczęło szumieć. Czułem się jak na statku, wszystko się ruszało i kręciło. Zemdliło mnie. Ostatnie co pamiętam to wszechogarniająca ciemność i poczucie lekkości.

___
Ta daaaam x Rozdział :3
Hope u like it :D
Jeśli chcecie być informowani o kolejnych rozdziałach, po prostu zostawcie tu swojego Twittera : )

środa, 6 marca 2013

~ Trzeci Rozdział


Co za dupek. I ten jego złośliwy uśmieszek, który najchętniej bym mu starła z tej idealnej buźki prosto z okładki. Wcisnęłam ręce do kieszeni shortów i zmełłam w ustach przekleństwo, którego zapewne nie wypadało mi używać. Przeciskałam się przez tłum ludzi, zupełnie ignorując obietnicę złożoną policjantowi, polegającą na przypilnowaniu dzisiaj taty. Nie ma mowy. Nie miałam ochoty na niego patrzeć, rozmawiać z nim, czy nawet oddychać tym samym powietrzem. Był tak cholernie niepoważny i nieodpowiedzialny. Zachowywał się jak rozpuszczony dzieciak, który sądził, że wszystko co zrobił źle nagle zniknie, a ludzie o tym zapomną. I ta jego postawa na komisariacie. Zero skruchy czy zakłopotania. Nawet nie próbował się w jakikolwiek sposób wybronić. Przez te kilka godzin nie odezwał się ani jednym słowem, a gdy wychodziliśmy nie przeprosił mnie za zaistniałą sytuację. A powinien, biorąc pod uwagę fakt, że to jego wina. Tak, i to jest niby dorosły mężczyzna, będący ojcem trójki dzieci ? Wolne żarty. Nigdy nie był dla nas jak tata. Nie poświęcał nam należytej uwagi i nie okazywał szacunku, czy miłości. Traktował nas jak pierwszą, lepszą osobę z ulicy.  Zacisnęłam zęby, chcąc powstrzymać napływające do oczu łzy. Nie rozpłaczę się. Nie tutaj, w samym sercu Londynu. Nie przez niego. Nie z tak błahego, idiotycznego powodu. Powtarzałam to sobie niczym mantrę, gdy kierowałam się w stronę wysokiego bloku z graffiti zdobiącym jedną ze ścian. Ten rysunek zawsze mnie zachwycał, ale nie dzisiaj. Dzisiaj go wręcz nie zauważyłam. Owszem, wiedziałam, że tam jest, ale nie specjalnie mnie to interesowało. Dłonią wciąż drżącą od ostatnich wydarzeń wystukałam prawidłowy kod i weszłam na klatkę. Śmierdzące, nieprzyjemnie wyglądające wnętrze z łatwością przyciągało niebezpiecznych typów, a skutecznie odstraszało porządnych ludzi. Nadal nie rozumiem czemu Luke postanowił wynajmować mieszkanie akurat tutaj. Cichym westchnięciem skwitowałam fakt, że winda znowu nie działa. Pewnie jakiś idiota znowu nie domknął drzwi na którymś z pięter. Czy to takie trudne ludzie ? To nie jest żaden wysiłek, a te kilka sekund i tak was nie zbawi. Wspięłam się na dwunaste piętro. Przez zaćmiony gniewem umysł sprytnie przeniknęła niczym cienka nić duma. Nie nabawiłam się żadnej zadyszki, a w głowie mi się nie kręciło. Jak widać moja kondycja, słaba już od najmłodszych lat, ulega coraz większej poprawie. Wyciągnęłam z kieszeni klucze i po kilku próbach jednym z nich otworzyłam drzwi. W środku panowała cisza, którą zakłócały jedynie dźwięki włączonego telewizora dochodzącego z salony.
-Meg ? To Ty ? – Do moich uszu dotarł niski, zabarwiony lekką chrypą głos Luke’a.
Nie, skąd taki pomysł braciszku. To złodziej, który zna nasz kod i ma klucze. Westchnęłam, zdjęłam buty i zamknęłam się w pokoju, głośno trzaskając drzwiami. To właśnie był znak, mający przekazać Luke’owi żeby dał mi święty spokój. Przekazywał, żeby do mnie nie przychodzić, nie starać się mnie pocieszyć. Luke szczęśliwie o tym wiedział. Wiedział, że jeśli będę potrzebowała pogadać to do niego przyjdę i możliwe, że wtedy dowie się co się wydarzyło. Możliwe także, że w najbliższym czasie w ogóle mu się z tego nie wyżalę i będę to skrywała w sobie, aż w końcu, przy najmniejszej sprawie, wybuchnę. Opadłam na łóżko, zdejmując z siebie bluzkę. Zakopałam się w kołdrze, a twarz ukryłam w poduszce i z całej siły w nią wrzasnęłam. Dawałam upust swojej złości, frustracji, irytacji, rozżaleniu. Miałam ochotę się rozpłakać, ale łzy nie chciały popłynąć. Może to i lepiej. Czemu mam płakać przez ojca, który ma mnie w głębokim poważaniu ? Albo jeszcze lepiej, przez tak zwanego ‘artystę’, który sądzi, że jest panem wszechświata i wszyscy go kochają. Kogo obchodzi, że ma piękne, ogromne oczy w kolorze płynnej, mlecznej czekolady i ten uśmiech, który … Czekaj, dziewczyno, o czym ty u licha myślisz ?! Tfu, tfu, tfu, to przecież ten dupek, który chciał twojego ojca wpakować do więzienia. Tak, przez tą złość chyba straciłam zdolność logicznego myślenia. Ba, jakiegokolwiek myślenia. Ugh. Wyciągnęłam spod poduszki telefon i wybrałam tak dobrze znany mi numer. Minęła chwila, umilona dźwiękami piosenki Rascal Flatts „What hurts the most” nim w słuchawce odezwał się zaprzyjaźniony, niski głos pełen radości.
-Elo, elo, 3, 2, 69, co taaaaaaaam ?
Wbrew sobie parsknęłam śmiechem, słysząc entuzjazm przyjaciółki. Chciałabym być zawsze tak wesoła jak Amandine. Moja najlepsza przyjaciółka, dziewczyna, którą znałam od piętnastu lat nigdy nie traciła humoru i zawsze potrafiła poprawić mi mój. A do tego była oblegana przez chłopców. Nieraz zazdrościłam jej takiego powodzenia u płci przeciwnej, ale czego spodziewać się po blondwłosej piękności prosto z miasta miłości ? Do tego te jej błękitne oczy zabarwione lekkim fioletem. Ja, szara myszka z Londynu, za nic nie mogłabym się z nią równać. Szybko wyrzuciłam z głowy te myśli. Byłyśmy przyjaciółkami i nie wypadało tak myśleć o drugiej osobie. Tym bardziej, kiedy ta druga osoba wiedziała o tobie wszystko. Tak po prostu było. Niepisana zasada przyjaźni.
-Am, przyjdziesz do mnie ? – wyjąkałam, czując w gardle rosnącą gulę.
-Megs ? Co jest ? Zaraz będę. Otwieraj okno.
Odrzuciłam telefon i z widocznym trudem podniosłam się z łóżka. Podeszłam do okna i je otworzyłam. Owiała mnie świeża bryza, a do mojego nosa dotarło zanieczyszczone powietrze, którego było tak pełno w Londynie. Chwilę później usłyszałam jak na zewnątrz ktoś zbiega po schodach. I po tym jak stopy tej osoby uderzały w metalowe stopnie wiedziałam kto to. Przed oczami ukazała mi się wysoka, szczupła dziewczyna, która dumnie prezentowała swoje długie nogi. Jasne włosy związała w kucyk, z którego wysunęło się kilka kosmyków. Amandine. Rzuciłam się jej w ramiona i dopiero wtedy pozwoliłam sobie na to, aby emocje w postaci krystalicznych, słonych kropel opuściły mój organizm.

xxx

- Daj mi spokój Scooter. Nie chce mi się z gadać. Pa – Nacisnąłem czerwoną słuchawkę i wepchnąłem telefon do kieszeni spodni. Wyszedłem zza rogu i od razu otoczyła mnie banda paparazzich. Och, co za niespodzianka, wcale się ich nie spodziewałem. Przybrałem na twarz najbardziej realistyczny uśmiech i brnąłem dalej, wciąż mając w głowie sytuację sprzed dwudziestu minut. Męczyło mnie kilka spraw. Un, czemu ten policjant puścił ich wolno ? Tamten facet chciał mnie zniszczyć. Powinien go wpakować do więzienia za naruszanie prywatności, a nie urządzać sobie pogawędkę z jego córką i pozwalać im opuścić komisariat tak bez niczego. Deux, czemu ten paparazzi nawet się nie bronił ? Czyżby wiedział, że jest winny ? Że nie uda mu się wybronić ? Trois, czemu ta dziewczyna była tak piękna ? Przecież ona nie może być z nim spokrewniona. Quatre, czemu ja do cholery myślę o niej ten sposób ? Bieber, laska się nie cierpi, ty jej też. Z resztą, masz nieziemsko seksowną dziewczynę. Nie potrzebna ci jakaś tam chora psychicznie idiotka. Tak, właśnie. Takie myślenie jest zdecydowanie lepsze. Wszedłem do małej, przytulnej kawiarni, ciesząc się, że fotoreporterzy nie mają prawa tu wejść. Wzrokiem wyszukałem osoby, z którą się tu umówiłem i po chwili kierowałem się w kierunku stolika znajdującego się w kącie, pomiędzy ścianą, a dużą roślinką w doniczce. Idealne miejsce, zdecydowanie.
- Hej kochanie – Ucałowałem Jasmine w usta i szeroko się do niej uśmiechnąłem. Zająłem swoje miejsce i wygodnie rozparłem się na krześle, wciąż wpatrując się w dziewczynę, siedzącą naprzeciwko. Była piękna. Ciemne włosy z jasnym pasemkami spływały na ramiona niczym wodospad, brązowe oczy patrzyły na mnie z miłością, w pełne, różane usta wyginały się w lekkim uśmiechu. Na szyj wisiał łańcuszek, który dostała na naszą rocznicę. Srebrna zawieszka „J”. Jak Justin, jak Jasmine. Śmialiśmy się, że jak już nie będziemy razem to nadal będzie mogła go nosić bez żadnego skrępowania. Ale nie będzie takiej sytuacji, zawsze będziemy razem. Ścisnąłem jej drobną, zadbaną dłoń. Cieszyłem się, że mam kogoś kto mnie kocha i rozumie jak ciężko jest żyć w świecie showbiznesu. Przy niej zapominałem o wszelkich zmartwieniach związanych ze sławą. Byłem po prostu sobą. Znowu byłem zwykłym nastolatkiem z Kanady, który kochał koszykówkę i hokeja oraz miał słabość do pięknych dziewczyn ( no dobra, nie oszukujmy się, po prostu do dziewczyn ) i spaghetti.
- Kocham cię Jas – wyszeptałem, składając na jej delikatnych, słodkich niczym najlepszy afrodyzjak ustach czuły pocałunek.

____
Jest rozdział ! x Przepraszam, że tak długo czekaliście, obiecuję poprawę x
NINA, MASZ I NIE BIJ XD

niedziela, 24 lutego 2013

~ Drugi Rozdział


Opadłam na niewygodne, drewniane krzesło. Pod czujnym wzrokiem mężczyzny w mundurze przeniosłam ciężar ciała do przodu, a łokcie oparłam na stole. Wpatrywałam się w szybę, znajdującą się na wyciągnięcie ręki ode mnie. Zapewne było to lustro weneckie. Mimo, że jedyne co widziałam to swoje odbicie, to byłam pewna, że po drugiej stronie ktoś stoi. Pewnie ten brązowowłosy dupek, który stara się w coś wrobić mojego ojca. Okey, może tata nie był idealny i miał cholerną obsesję na punkcie swojej pracy, ale nigdy nie doszłoby do tego, że prześladowałby jakąkolwiek osobę. To nie w jego stylu.  A nawet jeśli by tak robił to nikt by go nie zauważył. Był perfekcjonistą. A nasyłanie na kogoś policji nie było w porządku. Tak się po prostu nie robi, i tyle. Lepiej najpierw spróbować pogadać i wszystko sobie wyjaśnić, a nie robić jakieś scenki. Przecież my nic nie zrobiliśmy. A bynajmniej ja nic nie zrobiłam. Mimo że ufam tacie to i tak nie wiem w co mógłby się wpakować. Nigdy nie zwierzał nam się ze swoich problemów. Ale nie miał pojęcia jak bardzo rani i mnie, i Luke’a tym, że musimy go odbierać z komisariatów za naruszanie prywatności gwiazd. Spojrzałam na niego, chcąc dostrzec chociażby najmniejszy przejaw skruchy. W końcu przez niego jego jedyna córka zaraz będzie przesłuchiwana. Nic. Jedyne co ujrzałam to zamyślonego mężczyznę, który zapewne kombinował jak przerobić ową sytuację na niesamowity artykuł, który okazałby się sensacją na skalę światową. No wiecie, ulubieniec nastolatek oskarża niewinnego człowieka. Świetny reportaż dla tego szmatławca, w którym pracuje, nie ma co. Odwróciłam wzrok z pogardą wymalowaną na twarzy.  Byłam tak wściekła, że aż sama się dziwiłam, że para nie bucha mi z uszu. Byłam zła. Na siebie za to, że zgodziłam się na ten idiotyczny, wspólny wypad i za tą głupią nadzieję, że w końcu jestem ważniejsza od pracy. Na mojego ojca  za to, że jednym co się dla niego liczyło była praca i, że nie traktował mnie poważnie. I na tego idiotę za to, że wszystko zepsuł, że zapewne stał kilka metrów ode mnie i się głupkowato uśmiechał, ciesząc się, że postawił na swoim. W oczach pojawiły się mi się łzy bezsilności i żalu, ale nie pozwoliłam ani jednej, gorącej kropli spłynąć po zarumienionym policzku. Nie dam nikomu satysfakcji. Wywalczę naszą niewinność i zaraz się stąd wyniesiemy. Nie chcę tu zostać ani chwili dłużej. Uniosłam wzrok, gdy usłyszałam trzeszczenia drzwi, oznajmiających, że ktoś wszedł do pomieszczenia. Wysoki, szczupły, lecz umięśniony chłopak. Był młody, mógł mieć góra 26 lat. Długie, złote włosy związał w ścisły kucyk nad karkiem. Błękitne oczy przyjrzały nam się z uwagą. Zajął miejsce przed nami, tym samym przeszkadzając mi w rzucaniu złowrogich spojrzeń w kierunku, gdzie jak się spodziewałam stał Justin. W końcu zebrałam się w sobie i rozejrzałam po pokoju, w którym się znajdowaliśmy. Był niewielki z pomalowanymi na szaro ścianami. Oprócz stołu, kilku krzeseł i metalowej szafki nie było tu nic. Żadnego zdjęcia, żadnego plakatu. Nagie, brzydkie ściany sprawiały, że to pomieszczenie było jeszcze bardziej przerażające. Atmosfera w nim przytłaczała i powodowała, że miało się ochotę uciec gdzie pieprz rośnie. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w ogromne oczy policjanta.
-Czego pan od nas chce ? – warknęłam, przeszywając go niezbyt przyjaznym spojrzeniem.
On jedynie się uśmiechnął i przekręcił szczerozłotą obrączkę na palcu serdecznym. Och, czyli miał żonę.
-Zaraz się dowiecie – odezwał się przyjemnym dla ucha, lekko zachrypniętym głosem.
xxx
Skrzyżowałem ręce na piersi. Czułem jak szybko bije moje serce. Ten człowiek, siedzący za szybą pragnął zrujnować moją karierę. I prawie mu się to udało. Jednak, będąc w więzieniu może mu być trudno. Uśmiechnąłem się z wyższością. Czasami naprawdę nie rozumiem jaki jest sens w robieniu kompromitujących zdjęć ludziom, którzy coś osiągnęli. Aż tak nudzi im się w domu ? Uśmiech zszedł mi z twarzy, gdy spojrzałem na tą uroczą, brunetkę, którą zobaczyłem wtedy w wieżowcu. Rozpuściła włosy, które teraz spływały falami na ramiona. Gwałtownie gestykulowała podczas rozmowy z policjantem. Z jej oczu strzelały błyskawice. Nie rozumiałem co ona tu robi. Była stanowczo za młoda na fotoreportera. Pewnie nie miała jeszcze osiemnastu lat. Więc o co tu chodzi ? Spojrzałem na mężczyznę, siedzącego obok niej. Nie brał udziału w konwersacji. Wyglądał na zupełnie oderwanego od rzeczywistości. Niesamowite jak podobni do siebie byli. Brązowe włosy, zielone oczy, te same kości policzkowe. Chwila… Jaki ze mnie idiota ! Jak nic, przede mną siedzi ojciec z córką. Jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć ? Ledwo się powstrzymałem przed uderzeniem głową o ścianę. Nie dość, żeby mnie to zabolało to dodatkowo policjant obok mnie spojrzałby na mnie jak na chorego umysłowo. Nie chcę kolejnej plotki. Tym razem o tym, że jestem niezrównoważony i atakuję ściany. Tak, marzyłem o tym. Posłałem niskiemu, pulchnemu mężczyźnie grymas, mający przypominać uśmiech i z powrotem skierowałem wzrok na dziewczynę. Zdumiony obserwowałem jak podnosi się z ironicznym uśmiechem na twarzy. Uścisnęła dłoń młodego policjanta i wyszła z pomieszczenia, a za nią jej ojciec. ŻE CO ? Jak to ? Mieli trafić do więzienia. A bynajmniej on. Wypadłem na korytarz i omal nie wpadłem na wkurzoną brunetkę. Spojrzała na mnie zniesmaczona i przez chwilę się bałem, że mnie opluje czy coś, ale tego nie zrobiła.
-Zetrę cię na miazgę Bieber. Strzeż się – syknęła mi do ucha, przechodząc obok. Zanotowałem to jak w charakterystyczny sposób przeciąga samogłoski. Zamarłem, patrząc jak odchodzi. Mam się bać dziwnej córeczki, która broni tatusia ? Nie ma mowy. Uważaj kotku, właśnie zaczęłaś wojnę.

_______
Dziękuuuuuuuuję za 6 komentarzy : )
Mam nadzieję, ze tu będzie więcej.
Rozdział dedykuje ZUŹCE, KC ♥

CZYTASZ = KOMENTUJESZ.

poniedziałek, 18 lutego 2013

~ Pierwszy Rozdział


Wyskoczyłam z łóżka, słysząc dzwoniący budzik. Prawdopodobnie pierwszy raz w całym moim życiu z takim entuzjazmem zakończyłam swoje poranno – popołudniowe wylegiwanie się. Złamałam swój cotygodniowy rytuał, który praktykowałam od 7 lat. I to wszystko dlatego, że tata miał dziś dzień wolny i zabierał mnie do kina, a następnie do restauracji. Niby błaha sprawa, ale w końcu spędzimy trochę czasu wspólnie. Mam nadzieję, że tym razem praca nie wkroczy między nas i nie wywiąże się z tego kłótnia. Kolejna w tym tygodniu. Weszłam do łazienki po drodze zgarniając przyszykowane ubrania leżące na szafce. Pod stopami poczułam zimne kafelki, na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Zrzuciłam z siebie pogniecioną piżamę i wskoczyłam pod prysznic. Gorące krople otuliły mnie wodną peleryną i przyjemnie pieściły moje ciało. Och, gdybym mogła tu zostać przez całą wieczność. Jednak wiedziałam, że musze się sprężać. Wyszłam spod prysznica i otuliłam się niesamowicie miękkim, różowym ręcznikiem. Wklepałam w twarz krem i przyjrzałam się jej, z dumą zauważając, że moja cera wygląda idealnie. Mimo tego i tak nałożyłam lekki makijaż. No wiecie, puder, tusz do rzęs, pomadka. Rozpuściłam włosy, które opadły na moje plecy lśniącą falą. Lekko nimi potrząsnęłam, aby dobrze się ułożyły i zatknęłam za ucho denerwujący kosmyk. Założyłam materiałowe shorty z wysokim stanem i zieloną koszulkę na ramiączka, którą luźno wpuściłam w spodenki. Wyszłam z łazienki zadowolona ze swojego obecnego wyglądu. Zabrałam torebkę i pobiegłam do kuchni gdzie o mało nie wpadłam na Luke’a, swojego starszego brata. Stał w progu w samych dresach i popijał kawę, trzymając kubek oburącz. Dałabym sobie uciąć rękę, że aktualnie wszystkie dziewczyny, które go znają wiele by dał za taki widok jaki funduje mi co rano. Luke wiedział, że był przystojny i sprytnie to wykorzystywał. Minęłam go i nalałam sobie kawy. Skrzywiłam się, gdy gorący napój oparzył mój język i gardło.
-A właśnie. Zapomniałbym. Kawa jest gorąca, dopiero ją zaparzyłem – Chłopak uśmiechnął się szeroko i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie samą.
-Idiota – mruknęłam pod nosem, sięgając po mleko. Powinno pomóc w tak minimalnym poparzeniu. Zawsze pomagało. Wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon, gdy w kuchni rozległ się nieziemsko idealny głos Lany. – Tak tato… Już wychodzę. – Uśmiechnęłam się do komórki, słysząc głos taty. Stęskniłam się z rozmowami z nim. Ale takimi prawdziwymi rozmowami. Bez krzyków i niespożytej ilości złości. W przedpokoju założyłam moje ulubione rzymianki i wyszłam z mieszkania wprost na czystą, zadbaną klatkę. Zbiegłam po schodach i już po chwili ciepły, letni wiatr smagał moje i tak już opalone policzki i bawił się moimi włosami. Doszłam pod kino chwilę przed czasem. W oddali zauważyłam wysokiego mężczyznę, który wyraźnie wyróżniał się ponad tłumem. Pomachałam do niego i promiennie się uśmiechnęłam. Nie mogłam się doczekać tego dnia. To będzie niezapomniane przeżycie. Po chwili objął mnie silnymi ramionami i ucałował w czoło.
-Cieszę się, że chciałaś się spotkać – odezwał się niskim, lekko zachrypniętym głosem. Nie widziałam go od miesiąca. Zapomniałam jak brzmi jego głos, jak jego zielone oczy błyszczą podekscytowaniem. Po akcji z odwołaniem kolejnego spotkania wyprowadziłam się do Luke’a i nie utrzymywałam kontaktu z własnym ojcem. Po prostu byłam zła. I musiałam odetchnąć. Ale co z tego ? Ważne, że jesteśmy tu i teraz, razem.
-Wiesz, że tego chciałam tato – Ponownie się uśmiechnęłam, mając przeczucie, że pod koniec dnia moja twarz będzie dość mocno obolała po ciągłym szczerzeniu się.
-No dobrze. Chodź kochanie.
Weszliśmy do kina. Tata poszedł kupić jedzenie, a ja bilety. Mieliśmy iść na jakąś nową komedię. Planowaliśmy się po prostu pośmiać i rozluźnić. Taki normalny dzień ojca z córką. Z biletami w dłoni ruszyłam w stronę odpowiedniej sali. Zatrzymałam się i przyjrzałam się zdjęciom na ścianie, ukazującymi przeróżne hollywoodzkie sławy. Niektóre osoby były naprawdę piękne. Szczerze mówiąc zazdrościłam im urody. Ciekawe czy gdybym wyglądała tak jak one to miałabym chłopaka… Nie, że chciałam mieć chłopaka, ale to fajne uczucie mieć kogoś kto cię pokocha z każdą twoją, nawet najmniejszą, wadą. Moje rozmyślania przerwał mi tata, który podążał w moją stronę z olbrzymim popcornem, dwoma kubkami coli, opakowaniem nachosów i kilkoma paczkami żelków. Zabrałam od niego kilka rzeczy i zaśmiałam się, gdy ruszyliśmy do sali.
-Ktoś tu chce mnie utuczyć – mruknęłam, wywołując tym samym uśmiech na twarzy taty. Zajęliśmy swoje miejsca i zaczęliśmy oglądać film. Co chwila wybuchaliśmy śmiechem, co było naprawdę przyjemne. Dawno tak dobrze się z nim nie bawiłam. Jednak owa sielanka musiała się kiedyś skończyć. W połowie filmu zadzwonił jego telefon. Odebrał i wyszedł. Wrócił po kilku minutach. Mina mi zrzedła, gdy powiedział o co chodzi. Miałam ochotę krzyczeć, wrzeszczeć, zwyzywać go. Jednak zamiast tego podniosłam się i z miną cierpiętnicy opuściłam kino. Inaczej sobie wyobrażałam ten idealny dzień.
xxx
Kenny warknął coś niezrozumiałego do najbliższego paparazzi, Ten, zamiast się oddalić, zaczął robić zdjęcia ze zdwojoną prędkością. Wziąłem głęboki oddech i starałem się nie krzyknąć im prosto w twarz co o nich sądzę. Okey, rozumiem. Sława sławą, ale bez przesady ludzie. Jestem tylko człowiekiem i jak każdy człowiek potrzebuje prywatności, ciszy, przestrzeni osobistej. Najwidoczniej niektórzy tego nie rozumieli i skutecznie mi to wszystko zabierali. Jeszcze kiedyś miałem choć chwilę wytchnienia. Ale teraz, po ostatniej aferze, paparazzi śledzili każdy mój krok. I wcale nie przesadzam. Gdzie bym nie spojrzał widziałem faceta z aparatem, który czyhał na moje potknięcie. Ci ludzie znali niesamowite sposoby na dostanie się do miejsc, które powinny być dla nich zakazane. Nie wiem jak oni to robili, ale mnie przerażali. Wszedłem do wysokiego budynku i z ulgą powitałem ciche, spokojne wnętrze. Ruszyłem, o mało co nie zabijając się na niesamowicie wypolerowanym, białym parkiecie. Ludzie, co z wami ? Nie jesteśmy na lodowisku. Szybko odzyskałem fason i ruszyłem za Kennym ze spuszczoną głową. Czułem na sobie przenikliwe spojrzenia. Miałem tego dość. Od miesiąca ludzie nękali mnie tą swoją ciekawością. Zachowywali się jakby w ich życiu nie działo się coś interesującego i dlatego interesowali się moimi sprawami. Dość… żałosne. Wszedłem do windy i stanąłem twarzą w twarz z samym sobą. No wiecie, w windzie było lustro. Patrzył na mnie wyniszczony sławą nastolatek. Zmęczone, brązowe oczy już nie błyszczały taką werwą i radością. Wory pod oczami wskazywały na szereg nieprzespanych nocy. Usta przestały się układać w szczerym uśmiechu. Nawet włosy opadały na czoło i za nic nie chciały się porządnie ułożyć. Tak, zdecydowanie mogłem stwierdzić, że powoli stawałem się wrakiem tego uśmiechniętego szesnastolatka, który zaczynał swoją karierę. Teraz, mając dziewiętnaście lat, za nic go nie przypominałem. Dojechaliśmy na sam szczyt budynku i wysiedliśmy. Znaleźliśmy się w ogromnym pomieszczeniu z długim, wypolerowanym, czarnym stołem po środku. Po obu stronach stały krzesła wyłożone miękkimi poduszkami. Na szarych ścianach nie było żadnych obrazów czy zdjęć. Ściana przed nami stworzona była ze szkła. Rozciągał się stąd niesamowity widok na całe miasto. Zająłem miejsce i oparłem brodę na złączonych dłoniach. Niski, dość pulchny mężczyzna zaczął swoje przemówienie, mające na celu uświadomić mi jaki błąd popełniłem. I tak go nie słuchałem. Dobrze wiedziałem co zrobiłem źle, nikt nie musiał mi tego wytykać. Zamiast tego rozejrzałem się po pokoju. Szarzy, eleganccy, nudni ludzie. Zatrzymałem się przy dziewczynie, która nie pasowała do tego otoczenia. Brązowe, lśniące włosy związała w luźny kok, z którego wysunęło się kilka niesfornych kosmyków. Ciemne oczy patrzyły na wszystko ze znużeniem spod przymrożonych powiek. Długie, czarne rzęsy rzucały cienie na opalone policzki. Pełne, malinowe usta ścisnęła w wąską linię. Miała na sobie zwykłe szorty i bluzkę. Mimo to wyglądała nieziemsko i z trudem oderwałem od niej oczy. Siedziała tuż obok wysokiego mężczyzny, który całą uwagę skupiał na mówiącym. Większość zebranych tu ludzi widziałem po raz pierwszy. Jednak jego kojarzyłem. Nie wiedziałam skąd. Te brązowe włosy z przebłyskami siwizny. Te zaciśnięte szczęki oprószone lekkim zarostem. O CHOLERA. Poderwałem się i wskazałem na niego. Wszyscy zwrócili na mnie uwagę.
-Wyprowadźcie go. To ten paparazzi ze StarBucks’a – wyjąkałem, patrząc na niego z lekkim przerażeniem.
__________________
Ta dałam, pierwszy rozdział. Dedykuję go mojemu kochanemu burakowi, @ShawtyCysia, loff ya ♥
Mam nadzieję, że spodoba Wam się i zostawicie komentarz.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ.

piątek, 8 lutego 2013

~ Prolog

Zmrużyłem oczy. Nawet ochrona w postaci czarnych okularów przeciwsłonecznych nie pomagała w obliczu takiej liczby paparazzich. Kierowali w moją stronę swoje profesjonalne aparaty i oślepiali niezliczoną ilością fleszy. Świat wokół wydawał się być jedną, wielką, rozmazaną plamą. Miałem ochotę uciec i uwolnić sie od tych natrętnych spojrzeń i zdecydowanie zbyt intymnych pytań. Zaszyć się gdzieś w lesie. I przeczekać całą tę aferę. Jednak zamiast tego przybrałem na twarz grymas, mający imitować uśmiech i dalej przeciskałem się przez tłum tuż za Kenny'm, moim ochroniarzem. Na prawdę podziwiałem tego gościa. Spędzał przy mnie większość swojego czasu, a wciąż nie miał mnie dość. Czyli może nie byłem jeszcze, aż tak rozkapryszoną gwiazdką za jaką mnie wszyscy mieli. Wsiadłem do samochodu, z  ulgą witając przyciemnione szyby. Wygodniej się ułożyłem na czarnych, skórzanych siedzeniach i zsunąłem daszek czapki na twarz. Nareszcie szczypta prywatności.
xxx
-Nie, nie, nie. Nie chcę zdjęcia Kate Winslet...Nie, jego też nie...Tato...Johnny Depp ?! Chwila, nie, nie chcę. Nadal jestem zła. I nie przekupisz mnie jakimiś durnymi zdjęciami ... Dobra, pa.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę nim usłyszałam słowa pożegnania. Moja komórka pokonała lot przez cały pokój i upadła na zaścielone łóżko. A wcześniej uderzyła w ścianę. Znowu. Jak tak dalej pójdzie to zostanę bez telefonu. I bez tynku na ścianie. No dobra, ale to nie moja wina, że jestem zdenerwowana. To wina mojego kochanego tatusia, który woli uganiać się za jakimiś celebrytami, niż zjeść obiecaną kolację z własnymi dziećmi. Czy ja wymagam tak dużo ? Jeden wspólnie spędzony wieczór raz w miesiącu. Ale nie. Lepiej po raz tysięczny odwołać spotkanie. I posłużyć się tą samą, starą wymówką. Pracą. Praca to, praca tamto. Rozumiem, że chce zarobić, ale to już powoli przeradza się w obsesję. Nic innego się nie liczyło. Najważniejsze były te idiotyczne gwiazdki, którym robił miliony zdjęć. Schowałam głowę między kolana i wybuchnęłam stłumionym, przerywanym szlochem.

_____
Ta daam. Taki krótki prolog, mający na celu wprowadzić Was w sytuację bohaterów. Mam nadzieję, że spodobał Wam się i zostawicie po sobie ślad :) xx