środa, 6 marca 2013

~ Trzeci Rozdział


Co za dupek. I ten jego złośliwy uśmieszek, który najchętniej bym mu starła z tej idealnej buźki prosto z okładki. Wcisnęłam ręce do kieszeni shortów i zmełłam w ustach przekleństwo, którego zapewne nie wypadało mi używać. Przeciskałam się przez tłum ludzi, zupełnie ignorując obietnicę złożoną policjantowi, polegającą na przypilnowaniu dzisiaj taty. Nie ma mowy. Nie miałam ochoty na niego patrzeć, rozmawiać z nim, czy nawet oddychać tym samym powietrzem. Był tak cholernie niepoważny i nieodpowiedzialny. Zachowywał się jak rozpuszczony dzieciak, który sądził, że wszystko co zrobił źle nagle zniknie, a ludzie o tym zapomną. I ta jego postawa na komisariacie. Zero skruchy czy zakłopotania. Nawet nie próbował się w jakikolwiek sposób wybronić. Przez te kilka godzin nie odezwał się ani jednym słowem, a gdy wychodziliśmy nie przeprosił mnie za zaistniałą sytuację. A powinien, biorąc pod uwagę fakt, że to jego wina. Tak, i to jest niby dorosły mężczyzna, będący ojcem trójki dzieci ? Wolne żarty. Nigdy nie był dla nas jak tata. Nie poświęcał nam należytej uwagi i nie okazywał szacunku, czy miłości. Traktował nas jak pierwszą, lepszą osobę z ulicy.  Zacisnęłam zęby, chcąc powstrzymać napływające do oczu łzy. Nie rozpłaczę się. Nie tutaj, w samym sercu Londynu. Nie przez niego. Nie z tak błahego, idiotycznego powodu. Powtarzałam to sobie niczym mantrę, gdy kierowałam się w stronę wysokiego bloku z graffiti zdobiącym jedną ze ścian. Ten rysunek zawsze mnie zachwycał, ale nie dzisiaj. Dzisiaj go wręcz nie zauważyłam. Owszem, wiedziałam, że tam jest, ale nie specjalnie mnie to interesowało. Dłonią wciąż drżącą od ostatnich wydarzeń wystukałam prawidłowy kod i weszłam na klatkę. Śmierdzące, nieprzyjemnie wyglądające wnętrze z łatwością przyciągało niebezpiecznych typów, a skutecznie odstraszało porządnych ludzi. Nadal nie rozumiem czemu Luke postanowił wynajmować mieszkanie akurat tutaj. Cichym westchnięciem skwitowałam fakt, że winda znowu nie działa. Pewnie jakiś idiota znowu nie domknął drzwi na którymś z pięter. Czy to takie trudne ludzie ? To nie jest żaden wysiłek, a te kilka sekund i tak was nie zbawi. Wspięłam się na dwunaste piętro. Przez zaćmiony gniewem umysł sprytnie przeniknęła niczym cienka nić duma. Nie nabawiłam się żadnej zadyszki, a w głowie mi się nie kręciło. Jak widać moja kondycja, słaba już od najmłodszych lat, ulega coraz większej poprawie. Wyciągnęłam z kieszeni klucze i po kilku próbach jednym z nich otworzyłam drzwi. W środku panowała cisza, którą zakłócały jedynie dźwięki włączonego telewizora dochodzącego z salony.
-Meg ? To Ty ? – Do moich uszu dotarł niski, zabarwiony lekką chrypą głos Luke’a.
Nie, skąd taki pomysł braciszku. To złodziej, który zna nasz kod i ma klucze. Westchnęłam, zdjęłam buty i zamknęłam się w pokoju, głośno trzaskając drzwiami. To właśnie był znak, mający przekazać Luke’owi żeby dał mi święty spokój. Przekazywał, żeby do mnie nie przychodzić, nie starać się mnie pocieszyć. Luke szczęśliwie o tym wiedział. Wiedział, że jeśli będę potrzebowała pogadać to do niego przyjdę i możliwe, że wtedy dowie się co się wydarzyło. Możliwe także, że w najbliższym czasie w ogóle mu się z tego nie wyżalę i będę to skrywała w sobie, aż w końcu, przy najmniejszej sprawie, wybuchnę. Opadłam na łóżko, zdejmując z siebie bluzkę. Zakopałam się w kołdrze, a twarz ukryłam w poduszce i z całej siły w nią wrzasnęłam. Dawałam upust swojej złości, frustracji, irytacji, rozżaleniu. Miałam ochotę się rozpłakać, ale łzy nie chciały popłynąć. Może to i lepiej. Czemu mam płakać przez ojca, który ma mnie w głębokim poważaniu ? Albo jeszcze lepiej, przez tak zwanego ‘artystę’, który sądzi, że jest panem wszechświata i wszyscy go kochają. Kogo obchodzi, że ma piękne, ogromne oczy w kolorze płynnej, mlecznej czekolady i ten uśmiech, który … Czekaj, dziewczyno, o czym ty u licha myślisz ?! Tfu, tfu, tfu, to przecież ten dupek, który chciał twojego ojca wpakować do więzienia. Tak, przez tą złość chyba straciłam zdolność logicznego myślenia. Ba, jakiegokolwiek myślenia. Ugh. Wyciągnęłam spod poduszki telefon i wybrałam tak dobrze znany mi numer. Minęła chwila, umilona dźwiękami piosenki Rascal Flatts „What hurts the most” nim w słuchawce odezwał się zaprzyjaźniony, niski głos pełen radości.
-Elo, elo, 3, 2, 69, co taaaaaaaam ?
Wbrew sobie parsknęłam śmiechem, słysząc entuzjazm przyjaciółki. Chciałabym być zawsze tak wesoła jak Amandine. Moja najlepsza przyjaciółka, dziewczyna, którą znałam od piętnastu lat nigdy nie traciła humoru i zawsze potrafiła poprawić mi mój. A do tego była oblegana przez chłopców. Nieraz zazdrościłam jej takiego powodzenia u płci przeciwnej, ale czego spodziewać się po blondwłosej piękności prosto z miasta miłości ? Do tego te jej błękitne oczy zabarwione lekkim fioletem. Ja, szara myszka z Londynu, za nic nie mogłabym się z nią równać. Szybko wyrzuciłam z głowy te myśli. Byłyśmy przyjaciółkami i nie wypadało tak myśleć o drugiej osobie. Tym bardziej, kiedy ta druga osoba wiedziała o tobie wszystko. Tak po prostu było. Niepisana zasada przyjaźni.
-Am, przyjdziesz do mnie ? – wyjąkałam, czując w gardle rosnącą gulę.
-Megs ? Co jest ? Zaraz będę. Otwieraj okno.
Odrzuciłam telefon i z widocznym trudem podniosłam się z łóżka. Podeszłam do okna i je otworzyłam. Owiała mnie świeża bryza, a do mojego nosa dotarło zanieczyszczone powietrze, którego było tak pełno w Londynie. Chwilę później usłyszałam jak na zewnątrz ktoś zbiega po schodach. I po tym jak stopy tej osoby uderzały w metalowe stopnie wiedziałam kto to. Przed oczami ukazała mi się wysoka, szczupła dziewczyna, która dumnie prezentowała swoje długie nogi. Jasne włosy związała w kucyk, z którego wysunęło się kilka kosmyków. Amandine. Rzuciłam się jej w ramiona i dopiero wtedy pozwoliłam sobie na to, aby emocje w postaci krystalicznych, słonych kropel opuściły mój organizm.

xxx

- Daj mi spokój Scooter. Nie chce mi się z gadać. Pa – Nacisnąłem czerwoną słuchawkę i wepchnąłem telefon do kieszeni spodni. Wyszedłem zza rogu i od razu otoczyła mnie banda paparazzich. Och, co za niespodzianka, wcale się ich nie spodziewałem. Przybrałem na twarz najbardziej realistyczny uśmiech i brnąłem dalej, wciąż mając w głowie sytuację sprzed dwudziestu minut. Męczyło mnie kilka spraw. Un, czemu ten policjant puścił ich wolno ? Tamten facet chciał mnie zniszczyć. Powinien go wpakować do więzienia za naruszanie prywatności, a nie urządzać sobie pogawędkę z jego córką i pozwalać im opuścić komisariat tak bez niczego. Deux, czemu ten paparazzi nawet się nie bronił ? Czyżby wiedział, że jest winny ? Że nie uda mu się wybronić ? Trois, czemu ta dziewczyna była tak piękna ? Przecież ona nie może być z nim spokrewniona. Quatre, czemu ja do cholery myślę o niej ten sposób ? Bieber, laska się nie cierpi, ty jej też. Z resztą, masz nieziemsko seksowną dziewczynę. Nie potrzebna ci jakaś tam chora psychicznie idiotka. Tak, właśnie. Takie myślenie jest zdecydowanie lepsze. Wszedłem do małej, przytulnej kawiarni, ciesząc się, że fotoreporterzy nie mają prawa tu wejść. Wzrokiem wyszukałem osoby, z którą się tu umówiłem i po chwili kierowałem się w kierunku stolika znajdującego się w kącie, pomiędzy ścianą, a dużą roślinką w doniczce. Idealne miejsce, zdecydowanie.
- Hej kochanie – Ucałowałem Jasmine w usta i szeroko się do niej uśmiechnąłem. Zająłem swoje miejsce i wygodnie rozparłem się na krześle, wciąż wpatrując się w dziewczynę, siedzącą naprzeciwko. Była piękna. Ciemne włosy z jasnym pasemkami spływały na ramiona niczym wodospad, brązowe oczy patrzyły na mnie z miłością, w pełne, różane usta wyginały się w lekkim uśmiechu. Na szyj wisiał łańcuszek, który dostała na naszą rocznicę. Srebrna zawieszka „J”. Jak Justin, jak Jasmine. Śmialiśmy się, że jak już nie będziemy razem to nadal będzie mogła go nosić bez żadnego skrępowania. Ale nie będzie takiej sytuacji, zawsze będziemy razem. Ścisnąłem jej drobną, zadbaną dłoń. Cieszyłem się, że mam kogoś kto mnie kocha i rozumie jak ciężko jest żyć w świecie showbiznesu. Przy niej zapominałem o wszelkich zmartwieniach związanych ze sławą. Byłem po prostu sobą. Znowu byłem zwykłym nastolatkiem z Kanady, który kochał koszykówkę i hokeja oraz miał słabość do pięknych dziewczyn ( no dobra, nie oszukujmy się, po prostu do dziewczyn ) i spaghetti.
- Kocham cię Jas – wyszeptałem, składając na jej delikatnych, słodkich niczym najlepszy afrodyzjak ustach czuły pocałunek.

____
Jest rozdział ! x Przepraszam, że tak długo czekaliście, obiecuję poprawę x
NINA, MASZ I NIE BIJ XD

5 komentarzy:

  1. AAAAAA! I jak Ty śmiesz mówić, że nie umiesz pisać? Nie kłammmm! Jejku, jeku! Cudownie! <3 <3 Ja już chce następne! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O MÓJ BOŻE. Tylko nie Jasmine, błagam. Oby jak najszybciej opuściła te opowiadanie, amen, haha ;D.
    I ciekawa jestem przyjaciółki, po przywitaniu, wydaje się bardzo ciekawą postacią hah :).
    Rozdział jak zawsze świetny, czekam na kolejny i na rozwinięcie akcji ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że nie komentowałam tak długo ale dopiero teraz byłam w stanie przeczytać twój rozdział.
    Co ja gadam... PRZECZYTAĆ? Ja go pochłonęłam! Jest normalnie cud, miód i malina. :D
    Rozwijasz się, dziewczyna. ^^
    Kurde, zdeczka się zrymowało... A no nic. :D
    Okej, nie męczę, kończę i weny życzę. (:
    Buuuziaaki. ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham kocham kocham <3
    zresztą jak kazdy rozdział,opowiadanie,rozprawkę(:D) Morsie :D <3

    OdpowiedzUsuń